wtorek, 19 sierpnia 2014

Rozdział 4

*Alli*
Wczesnym, poniedziałkowym porankiem obudził mnie krzyk mamy. Poderwałam się z łóżka i szybko zbiegłam na dół. Wchodząc do kuchni prawię wpadłabym na kobietę, która z podziwem w oczach stała w progu.
   -No, no, no.. Alli widzę, że pierwszy raz w życiu nie zwolniłaś służących po moim wyjeździe. - uśmiechnęła się i przytuliła mnie na powitanie. Cicho się zaśmiałam.
   -Mamo, gdybym ich nie zwolniła, to już któraś z tych bab by się tu kręciła. - westchnęłam i odeszłam od niej na krok. - Jesteś dzisiaj wcześniej niż zwykle. - zauważyłam i zmarszczyłam nos. Zazwyczaj przyjeżdżała około południa, zastawała mnie w domu i krzyczała czemu jeszcze nie ma mnie w szkole, a ja tłumaczyłam, że na nią czekała. Tak, pic na wodę, po prostu nie chciało mi się iść i tyle, a jej przyjazd był dobrą wymówką.
   -Chciałam po prostu dopilnować, abyś dziś dotarła do szkoły i chyba wpadnę do twojego wychowawcy zapytać o oceny. - wzruszyła ramionami i skierowała się w stronę lodówki.
No tak, teraz to dobra mamusia się znalazła, a gdzie byłaś jak cię potrzebowałam? Nic się nie odezwałam, tylko westchnęłam i usiadłam przy blacie kuchennym, patrząc na dokonania matki. Jeśli mam być szczera, to jakoś zbytnio za nią nie tęskniłam. Nie wiem, czy to przez jej częste wyjazdy, czy może słaby kontakt między nami, ale nie traktowałam jej jak mamę. Była ona raczej jak ciotka, która przyjeżdża do mnie od czasu do czasu zobaczyć jak się czuję i po tygodniu żegna się i wraca do swojego życia. Po chwili namysłu wstałam i ruszyłam na górę się ubrać. Też jej się zachciało przyjeżdżać parę minut po szóstej rano. Normalni ludzie jeszcze o tej godzinie śpią. Pokręciłam głową i otworzyłam szafkę. Co by tu włożyć, żeby moja kochana i idealna mamusia się nie czepiała? Ostawiłam tą myśl na bok i założyłam to co lubię, czyli czarną bluzkę z logiem Nirvany, czarne rurki i szarą bluzę z dziwnym nadrukiem. Wzięłam już przyszykowany plecak z książkami do szkoły i zbiegłam na dół, w międzyczasie wiążąc włosy w wysokiego kucyk, zostawiając parę kosmyków na wolności. Mama nadal kręciła się w kuchni i narzekała pod nosem.
   -Dziecko, co ty jesz jak mnie nie ma? - spytała od razu, gdy pojawiłam się w pomieszczeniu, a ja tylko wzruszyłam ramionami. - Boże drogi co ty na siebie założyłaś? - prawię krzyknęła jak tylko zwróciła głowę w moim kierunku.
   -Ubrania? - uniosłam brwi i poprawiłam plecak na ramieniu. - Nie ważne, idę do szkoły. - odwróciłam się i już miałam iść, ale oczywiście mama była szybsza. W mgnieniu oka znalazła się przy moim boku i złapała delikatnie za nadgarstek.
   -Nigdzie nie pójdziesz, w takim stroju, idź przebierz się w coś co przystoi dziewczynie, a po za tym masz jeszcze jakąś godzinę do rozpoczęcia zajęć.. - wymusiła uśmiech i popchnęła mnie w stronę schodów.
   -Cholera, mamo, ty sobie chyba żartujesz! Nie mam dziewięciu lat, tylko dziewiętnaście i chyba sama lepiej wiem w czym chcę chodzić. - wyszarpałam się z uścisku jej dłoni, który zwiększyła na sile. - I nie mam zamiaru ubierać się w coś co nie pasuje do mnie. - ruszyłam w stronę wyjścia po drodze wkładając buty.
   -Ale Alli, chociaż ściągnij tą śmieszną bluzę. - zaczęła iść w moją stronę.
   -Widzę, że już zdążyłaś zapomnieć, ale nie mogę.. - pokręciłam głową i podwinęłam rękawy bluzy, aby moja rodzicielka mogła zobaczyć chodź jeden z tatuaży. Z jej ust wyleciało ciche "faktycznie" i już miała coś dodać, ale szybko jej przerwałam: - Do widzenia, miłego dnia mamo. - wyszłam z domu cicho trzaskając drzwiami.
Piękne rozpoczęcie dnia, nieprawdaż? Westchnęłam głośno i ruszyłam w stronę szkoły. Nawet nie miałam ochoty słuchać muzyki, byłam roztrzęsiona. Taka mała rzecz, a tak bardzo mnie wkurwiła. Spojrzałam na zegarek i mentalnie strzeliłam sobie  w twarz. Mama miała rację, do rozpoczęcia zajęć miałam ponad godzinę i jakoś nie widziało mi się czkać na Cat w szkole. Przecierając ręką twarz ruszyłam w stronę małej kawiarni na rogu ulicy. Wolę spędzić tą godzinę na siedzeniu i piciu ciepłej kawy, której nie wypiłam w domu, niż przechadzaniu się po szkolnym korytarzu. Weszłam do środka i od razu do moich nozdrzy dostał się przyjemny zapach kawy. Kocham kawę, więc pierwsze co zrobiłam to podeszłam do lady i ją zamówiłam. Miła starsza pani, którą znam od dobrych dwóch lat szybko mnie obsłużyła i opowiedziała największy news jaki miał miejsce w ten weekend. Najwidoczniej dotychczasowy właściciel lokalu miał do zrealizowania większe plany w LA, więc sprzedał kawiarenkę i czym prędzej wyjechał w świat. W głębi duszy miałam nadzieję, że nic mu z tego nie wyjdzie. To kutas, brak mi do niego słów. Dziękując starszej pani za ciepły napój usiadłam przy stoliku najbliżej baru, ponieważ tylko ten był wolny. Rozejrzałam się dookoła i pociągnęłam łyk kawy. Stare rolety zniknęły, to plus, ale doszły kwiaty, a to minus. Nie lubię kwiatków z prostego powodu, mianowicie za dużo przy nich roboty. Pokręciłam głową i oparłam się wygodniej na oparciu. Za cholerę nie wiem co ja będę robić przez godzinę. Kawa zdążyła trochę wystygnąć, więc bez oparów piłam ją miarowo.
   -Dzień dobry pani Cook. Jest mama na zapleczu? - nagle do moich uszu dotarł znajomy głos i odruchowo się odwróciłam. O nie, nie, nie. To nie możliwe. To nie może być on. Wygląda trochę inaczej, ale jednak to on. Szybko spuściłam się na krześle w dół i jednym ruchem ściągnęłam gumkę z włosów. Luke nie może mnie tu zobaczyć, znowu by zaczynał rozmowy, na które w ogóle nie mam ochoty. Szybko dopiłam picie i kładąc na blacie pieniądze wstałam i ruszyłam do wyjścia. Oby mnie nie widział, oby mnie nie widział.. 
   -Do widzenia Alli! - pani Cook krzyknęła do mnie, a ja przeklnełam pod nosem i odwróciłam się. Nie było go, musiał sobie pójść wcześniej.
   -Do widzenia pani Cook, miłego dnia. - uśmiechnęłam się i wyszłam z budynku. Zadowolona, że udało mi się obronić przed rozmową z Luke'm ruszyłam w stronę strony. Fakt, faktem zostało mi jeszcze dużo czasu przed rozpoczęciem zajęć, ale wolę siedzieć tam, niż znowu narażać się na niechciane rozmowy. Chwila moment, czy on pytał się, czy jego mama jest na zapleczu? Tak, to znaczy, że.. Chyba będę musiała znaleźć sobie nową, ulubioną kawiarenkę. Pokręciłam głową i postanowiłam, że pójdę po Cat. Tak, to chyba najlepszy sposób, żeby zabić nudę. Chwilę po tym jak skręciłam w ulicę dziewczyny dostałam sms'a.
Od nieznany: W związanych wyglądasz lepiej :)
Uniosłam brew i schowałam telefon do kieszeni. Pewnie jakieś jebane bachory bawią się i piszą sms'y do przypadkowych osób. Nie odpisałam, no bo po co? Poprawiając plecak na ramieniu byłam już w pobliżu domu przyjaciółki. Szybko mi poszło, zważając na to, że szłam bez muzyki. Nie wiem czemu, ale gdy mam słuchawki w uszach lepiej mi się idzie. To idiotyczne. Wchodząc po schodkach prowadzących do domu Cat szybko zawiązałam włosy tak jak wcześniej. Zadzwoniłam i czekałam.. I czekałam.. Gdzie ona jest? W chwili, gdy usłyszałam hałas za drzwiami dostałam następnego sms'a. Zirytowana wyciągnęłam telefon i przeczytałam treść.
Od nieznany: Teraz wyglądasz o niebo lepiej.
   -Co do chuja? - mruknęłam sama do siebie i rozejrzałam się. Nikogo nie ma, co jest? Zanim zdążyłam zrobić coś więcej drzwi otworzyła mi dziewczyna. Powstrzymałam ją gestem dłoni od zbędnych komentarzy i podsunęłam pod nos telefon komórkowy.
   -Wiesz kogo to numer? - spytałam szybko i gdy Cat miała w dłoni komórkę weszłam do środka i ściągnęłam buty. - Dostałam dwa esemesy od tego kogoś i w dodatku brzmi to tak jakby mnie widział. - rzuciłam szybko i ruszyłam do kuchni. - Są twoi rodzice?
   -Alli, po kolei. - Cat zaśmiała się i zaczęła przyglądać numerowi w telefonie. - Co do numeru to nie znam, ale tak te esemesy są dość dziwne. - przyznała i ruszyła za mną, - A rodziców nie ma, pojechali przed chwilą do pracy. - podeszła do lodówki i otworzyła ją. - Chcesz coś?
   -Jogurt. - schowałam kosmyk włosów za ucho i ściągnęłam bluzę, odkładając ją na krzesło. - Nie zdążyłam nic zjeść, mama mnie wkurzyła..
   -Już przyjechała? - zdziwiona Cat podała mi to o co prosiłam i uniosła brwi, a ja tylko pokiwałam głową.
Pociągnęłam spory łyk jogurtu i westchnęłam. Dzień zapowiada się koszmarnie. Mama mnie wkurwiła, muszę znaleźć nową kawiarnię do której mogłabym zawsze wpadać, bo tą najwyraźniej przeją Luke i jego mama. Cholera, lubiłam to miejsce. Nawet tam musiał się wjebać? Wróciłam myślami do sytuacji z przed pół godzinny. Chłopak wyglądał jakoś inaczej. Nie wiem, co to mogło być. Może inaczej ułożone włosy? Tak, raczej tak. Z zamyśleń wyrwała mnie Cat, która oznajmiła mi, że musimy się już zbierać. Szybko dopiłam jogurt, wyrzuciłam puste opakowanie do śmieci i ruszyłam za dziewczyną. Droga do szkoły minęła szybko, a na dworze było przyjemnie ciepło. Cat opowiadała niestworzone rzeczy o Ashtonie, a ja tylko szłam przy niej i jej słuchałam. Gdy poprawiałam plecak na ramieniu zdałam sobie sprawę, że zapomniałam od dziewczyny bluzy. Westchnęłam ciężko i rozejrzałam się po parkingu jak tyko na niego weszliśmy. Było na nim zbyt dużo osób jak na moje oko. Stało się coś? Mam nadzieję, że nie jakaś bójka, bo tego bym sobie nie wybaczyła. Kocham przyglądać się, jak ktoś się bije. Biorąc Cat za rękę ruszyłam w stronę dużej grupki, która zgromadziła się w jednym rogu parkingu. Przepychając się przez ludzi po chwili byłyśmy na samym początku zgromadzonych.
   -Luke, przestań już do chuja! - usłyszałam krzyk, a blondynka ciągnąc mnie za rękę ruszyła w kierunku krzyczącego Ashtona. Zaraz, co? Luke, Ashton? Spojrzałam na chłopaków, którym wszyscy się przyglądali i dopiero wtedy rozpoznałam Luke'a. A ten drugi koleś to? Nie ważne. Wyszarpnęłam rękę z uścisku dziewczyny i przyjrzałam się bardziej zdarzeniu. Zaśmiałam się podparłam boki rękoma. Luke akurat wstawał i wygrażał coś chłopakowi, a ja uniosłam brew. To na pewno ten sam Luke którego znam? Zaczęłam bić brawo, a ten się odwrócił. Co prawda, to prawda, nie zobaczyłam całej bójki, ale takiego zakończenia się nie spodziewałam. Chłopak uniósł brwi i kciukiem otarł strużkę krwi z kącika ust. Wszyscy powróżyli za mną i już po chwili cała grupka klaskała. Zaśmiałam się i wolno podeszłam do chłopaka.
   -Brawo blondasie. - poklepałam go po ramieniu. - Tego się po tobie nie spodziewałam. - przyznałam i zaczęłam go wymijać.
   -Wiele jeszcze o mnie nie wiesz. - przygryzł wargę w której znajdował się kolczyk. Kolczyk? Chyba wcześniej go nie było o ile się nie mylę. Nie ważne. Pokręciłam głową i ruszyłam przed siebie.
Może jednak Luke nie jest takim mięczakiem jakim myślałam, że jest?

*Luke*

Chciałbym powiedzieć, że jestem zły, ale skłamałbym. W rzeczywistości byłem wkurwiony. Jak on mógł? To on powinien teraz błagać Caluma o wybaczenie, a nie na odwrót. Skurwiel! A Hood też taka cholerna cipa. Powinien się z tym pogodzić, że nic z tego związku nie będzie. Z hukiem zamykając szafkę ruszyłem przez korytarz. Teraz tylko pójść do stołówki nie narażając się na widok tego idioty. Przekładając przez głowę torbę westchnąłem. Cały dzień ktoś do mnie podchodził i do mnie zagadywał. 
Jak się czułem? Dziwnie.
Nigdy nie brałem udziału w żadnych bójkach i raczej nie chciałem brać. Dużo osób mi gratulowało. 
Czego? Sam nie wiem..
Wchodząc na stołówkę zebrałem parę spojrzeń i usiadłem przy swoim stałym miejscu, czyli razem z Ashtonem i Calumem, którego nie było.
   -Nie widziałeś go nigdzie? - spytałem blondyna i zdjąłem torbę z ramienia, po czym położyłem ją koło siebie. Zaraz po tym, jak zadałem pierwszy cios ten się ulotnił. Nie wiem czy odebrać to za dobry, czy za zły znak. 
   -Nigdzie. - przyznał Ash z westchnięciem. - Boli cię jeszcze? - pokazał na moją wargę, na której widniał kolczyk.
   -Nie Ashton. Całuje. - rzuciłem sarkastycznie i wywróciłem oczami. - Jasne kurwa, że boli. Raczej, gdy zrobiłeś wczoraj kolczyk, a dzisiaj dostałeś w niego to ból nie minie ci z minuty na minutę. - oparłem łokciami o stolik i przetarłem twarz dłońmi. 
   -Jak ty w ogóle go sobie zrobiłeś? Przecież wczoraj była niedziela. - Ashton ugryzł kawałek swojej kanapki i zaczął przeżuwać.
   -Normalnie. - uciąłem szybko i poprawiłem grzywkę.
   -Gdyby nie to, że siedzisz tutaj i ze mną rozmawiasz nigdy w życiu bym cię nie rozpoznał. Gdzie twoja grzywka? Po cholerę ci ten kolczyk? I co najważniejsze, czemu ty się dzisiaj biłeś stary? - Ashton spojrzał na mnie podejrzliwie i odłożył kanapkę.
  -Grzywki nie ma, kolczyk jest fajny, a biłem się, bo mnie poniosło, okey? - westchnąłem i podparłem głowę na rękach. Sam nie wiem co we mnie wstąpiło. Szczerze na początku nie planowałem, aż takiej przemiany. Chciałem tylko ściąć trochę włosy i tyle. Chyba trochę mnie poniosło. Zaśmiałem się w duchu. Po chwili zobaczyłem za Ashem Cat. Gestem dłoni nakazała mi, żebym się nie odzywał, ale nie mogąc się powstrzymać zaśmiałem się.
   -Co, ubrudziłem się? - blondyn zaczął wycierać twarz, gdy tylko usłyszał mój śmiech. W tym czasie dziewczyna zdążyła podejść do chłopaka i zasłonić mu dłońmi oczy.
   -Zgadnij kto to? - zaśmiała się i potrząsnęła głową, aby odrzucić włosy na plecy.
Nie chcąc im przeszkadzać wziąłem swoją torbę i odszedłem. Wyszedłem na plac szkolny i rozejrzałem się. Nikogo nie ma, bardzo dobrze. Mogę wyjść, a i tak nikt nie zwróci na to uwagi. Szczęście, że dzisiaj jestem na nogach, w innym wypadku musiałbym wrócić się jeszcze na parking szkolny. Co się ze mną dzieje? Dobra, w sumie zrywanie się z lekcji nie jest nowością. Nie ważne. Po wydostaniu się z terenu szkolnego ruszyłem przed siebie z słuchawkami na uszach. Postanowiłem iść do kawiarni mamy, która znajdowała się  około pół godzin drogi od szkoły. Nie miałem ochoty wracać do domu, będą tam rodzice, a w kawiarni tylko pani Cook. Polubiłem tą starszą panią, była bardzo otwarta, mówiła to co myśli. Zaśmiałem się na samą myśl naszego pierwszego spotkania. Od razu oznajmiła mi, żeby ściął tą grzywkę, bo wyglądam jak idiota. I nie, nie przesadzam, dokładnie tak powiedziała. Droga minęła mi szybko, ale przed wejściem jeszcze wysłałem krótkiego sms'a, dopiero wtedy mogłem spokojnie wchodzić. Uśmiechnąłem się szybko do pani Cook i poszedłem na zaplecze zostawić plecak. Po chwili byłem już za ladą.
   -Pomogę pani. - uśmiechnąłem się i biorąc od niej tackę z kawą i jakimś ciastem poszedłem zanieść ją wskazanej osobie. Po chwili znów byłem we wcześniejszym miejscu i robiłem sobie herbatę. Śmiało mogę stwierdzić, że kocham herbatę, jej aromat mnie powala.
   -Czyżbyś zwolnił się z lekcji? - starsza pani spojrzała na mnie podejrzliwie.
   -Można tak powiedzieć.. - pokiwałem głową i zalałem wrzątkiem torebeczkę herbaty.
   -Tak jak Alli. - skomentowała z westchnięciem i szybko zaczęła robić kolejną kawę. Uniosłem brew i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Przecież tutaj nie ma.. a jednak jest. Siedzi w rogu nad kubkiem jeszcze parującej kawy i wystukuje jakiś rytm. Wyjąłem telefon i szybko napisałem sms'a. Dziewczyna wyjęła telefon, jak mniemam przeczytała treść wiadomości i zirytowana rzuciła telefonem o blat stołu. Po jej minie można wnioskować, że nie cieszą ją sms'y z nieznanego numeru. Rozgląda się dookoła, a ja szybko kucam, żeby tylko nie mogła mnie zauważyć. To głupie. Zachowuję się jak jakiś przestępca. Wdech, wydech. Biorąc jakąś szmatkę i udając, że mi upadła, wstałem. Opuszkami palców dotknąłem spuchniętej wargi, ale od razu tego pożałowałem. Bolało jak cholera. Westchnąłem i podniosłem wzrok, aby spojrzeć na brunetkę. Znów patrzyła na kawę, jakby to była najciekawsza rzecz na świecie. Zły człowiek powiadacie? Ja tu widzę zwykłą dziewczynę którą trochę poniosło w życiu. Odrzucając ręczniczek na krzesełko za ladą ruszyłem w stronę Alli. Nie wiem jak, ale jakoś musiałem do niej zagadać.Gdy byłem już blisko, wytarłem spocone ręce w spodnie.
   -Podać coś jeszcze? - powiedziałem pierwsze co mi przyszło do głowy i czekałem na jej reakcję. Dziewczyna odwróciła się do mnie i uniosła brew.
   -Spokój. - odparła z westchnięciem. - Proszę tylko o spokój. - odwróciła się i szybko dopiła kawę, po czym wstała, położyła banknot na stoliku i biorąc swój telefon, założyła plecak na ramię wyminęła mnie. Szła do wyjścia spokojnie, bez pośpiechu. Patrzyłem na nią z przechyloną głową na bok. Jej tatuaże dzisiaj były cały czas odkryte, włosy związane, tak jak u niej lubię, a czarne rurki idealnie przylegały do jej ciała. Co tu dużo mówić, po prostu była dziewczyną o której nie można zapomnieć. Z westchnięciem znów wróciłem za ladę. Miałem dzisiaj zacząć wprowadzać w swoje życie plan, który wymyśliłem w nocy z sobotę na niedzielę, ale przez dzisiejszą bójkę wykonałem tylko jeden punkt. Jeden i pół ściślej mówiąc. Usiadłem na krzesełku i oparłem się łokciami o ladę. Zamknąłem oczy i wsłuchałem się w piosenkę, która akurat leciała w radiu. Chyba muszę znów lecieć po radę do Cat. Zaśmiałem się pod nosem. Tak, to od niej mam numer telefonu brunetki. Nie ważne. Muszę zrobić jakiś krok w kierunku Alli, bo jak na razie opornie mi to idzie...

7 komentarzy:

  1. Szału nie ma....Hahah dobre sobie :P Rozdział cudowny i ja chcę więcej *.* Luke Buntownik hahah, a pani Cook wymiata ;D Hahha naprawdę już się nie mogę doczekać nn więc z niecierpliwością czekam :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej :)
    Świetny rozdział
    zresztą jak całe opowiadanie
    Megagaggaga
    Czekam na next
    i zapraszam na 17
    http://aquasenshi.blogspot.com/2014/08/rozdzia-17.html

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialny :)
    Luke chce się zmienić dla Ali to urocze naprawdę :*
    Jestem dumna że mogę czytać ten rozdział :)
    Pozdrowienia @pamii_love

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział cudo! Jestem pozytywnie zaskoczona przemianą Luke'a :) Już nie mogę się doczekać kolejnego xx
    Ps. Nominowałam cię do Liebster Award
    ineedangelinmylife.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział cudo! Jestem pozytywnie zaskoczona przemianą Luke'a :) Czekam na kolejny xx
    Ps. nominowałam cie do Liebster Award :)
    ineedangelinmylife.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Kochana nominowałam cię do Liebester Award :)
    Na moim blogu szczegóły.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nominowałam cię do Libster Award i The Versatile Blogger Award :)
    Więcej informacji znajdziesz tu: http://you-wont-change-me.blogspot.de/2014/08/libster-award-i-versatile-blogger-award.html

    OdpowiedzUsuń